niedziela, 24 marca 2013

Postanowienia, zbawcza trójka, Dzień Wiosny, Biały Ninja na ławce pod wieszakami z kurtkami, wzruszający żywot dwojga kawałków węgla, Bieber motylem? / Sakhe.

Małe podsumowanie tygodnia i kilka postanowień:

W poniedziałek Chuck Norris powiedziała mi "Ty to lubisz rysować, (moje imię). Podziwiam cię." i myślałam, że doznałam największej radości jaka kiedykolwiek mnie dopadła *___*. Chyba jedyna nauczycielka, która nie czepia się gdy rysuję na lekcji...

We wtorek napadł mnie pomysł, aby zacząć tresować wrony.

Zamiast postów z "listą rzeczy, które niekoniecznie mam wykonać, ale i tak to zrobię", po prostu dodam na bloga zakładkę pt. "lista postanowień" i tam będę pisać postanowienia oraz zaznaczać lub usuwać z listy to, co zostało spełnione, aby się nie pogubić.

Myślałam nad zmianą czcionki postów, czego domagała się Sheva... Doszłam do wniosku, że gdybym zmieniła czcionkę to najprawdopodobniej na biały lub szary (inne kolory robiły by niepotrzebny harmider), za czym idzie efekt "zlania" się tekstów, dlatego jestem negatywnie nastawiona do zmian związanych z czcionką. Natomiast szara czcionka postów, a fioletowa gadżetów też niespecjalnie mi odpowiada. Pytałam kilka osób czy czcionka na śio przeszkadza im w czytaniu postów, razi w oczy itp. - odpowiadali przecząco, tylko Sheva miała zastrzeżenia. Na prawdę nie jestem przekonana do takowych zmian.

Postanowiłam dodać zdjęcia moich kapsli na tegoż bloga, przy niektórych dodając historię, z którą są związane.

Ten tydzień jest szczególny, albowiem ani razu się nie spóźniłyśmy... No, prawie... Dlaczegóż? A więc, gdy Sheva oraz Ciemny Prorok nie przybyły po mnie, przypatatajała Rdzawy Prorok i nie miał nas kto zaganiać do szkoły. Wchodząc do gimbazy spostrzegłyśmy, iż jest prawie pusto, a do klasy od matmy wchodziło jeszcze z dwóch uczniów i Groza. Zostawiła otwarte drzwi, czekając aż wejdziemy. To się raczej nie zalicza do spóźnienia xD...

Nauczycielka od religii chciała dać mi jedynkę za to bezmyślne podpisanie sprawdzianu, gdyż uznała to za kpienie z niej. Podeszłam do jej biurka...
Pani: Co to ma być?!
Ja: Nie byłam sprawna umysłowo!
Pani: To co, naćpana byłaś?
Klasa: *śmiech*
Ja: Nie! Ja nie ćpam!
Pani: To dlaczego się tak podpisałaś?
Ja: No mówiłam... Po prostu nie byłam sprawna umysłowo.
Pani: I co? Mam dzwonić do rodziców?
Ja: *głosem pogodzenia się z losem* No jak pani chce...
Pani: *po chwili dyskusji* Dam ci tą trójkę...
Ja: Dziękuję!
Pani: Ale zanotuję ten wybryk!
Ja: Dobrze...
Pani: *zapisuje mi w dzienniczku 3 z dopiskiem "test podpisała Biały Ninja z Wioski Smerfów"*
Ja: Dziękuję!

Podczas Dnia Wiosny na apelu nasza klasa siedziała bliżej ławki, przy której siedziały trzy nauczycielki. Gdy jedna z pań pragnęła zasiąść na miejscu przy owej ławce, a nie było dużo miejsca do przesunięcia - weszłam pod tę ławkę.
Prorok (o którym zaraz będzie mowa): Rządzisz, dziewczyno!
Ja: Czemu? *nierozumiejąca mina*
Prorok: Bo to było zajebiste!
Ja: Przecież ja tylko weszłam pod stół!
Prorok: I to było zajebiste!
Ja: Dlaczego?!
Prorok: Bo ty to zrobiłaś!
Ja: *automatyczne walnięcie z trzaskiem w swoje czoło*
Sheva: *nieogarnięty śmiech*
Zaczęłam im mówić, iż nie nadaję się na autorytet, ale utrzymywały przy swoim -.-'.

Piątkowy wf spędziłam z Rdzawym i Ciemnym Prorokiem siedząc w szatni (ćwiczące osoby robiły przewroty, więc nie chciałam pogarszać stanu moich żeber), rozmawiając oraz tweetując. Położyłam się na ławkach, nad którymi znajdowały się wieszaki z kurtkami. Co ktoś przechodził, to po minimum kilkunastu minutach spostrzegli, że tam jestem, więc co chwilę dało się słyszeć:
Ktoś: (moje imię), ty tu jesteś?!
Ja: Nie ma mnie.
Ktoś: Nie zauważyłam cię nawet!
Ja: Bo jestem Białym Ninją!
Ktoś: Chyba raczej czarnym! *śmiech*
Ja: Milczcie, daltoniści! Toż jest biały! *pokazuje na czarne ubranie*
Kilka osób prawie na mnie usiadło... Siedzą kilka milimetrów ode mnie i po około piętnastu minutach orientują się, iż leżę na ławkach. Zazwyczaj zauważali mnie dopiero gdy odezwałam się głośniej. Najbardziej rozwaliła mnie Truskawa, która spostrzegła Białego Ninję pod koniec drugiej lekcji wf...

W ten sam dzień poszłam się przejść z jednym z Proroków. Huśtałyśmy się na huśtawkach w pobliżu domostwa Hebrajskiego Czopa. Owa Prorok zaczęła miotać w śnieg chipsami, za co ją skarciłam, po czym zrobiłam zdjęcia dowodów. Miotacz Czipsów poradziła mi, abym udała się z tym do Ojca Mateusza. Stwierdziłam, że podejdę w poniedziałek do Satela i wydrę się "Ojcu Mateuszu!", przy czym pokażę mu zdjęcia dowodów:




Toż hańba, aby tak traktować pożywienie! A rzecz znajdująca się pod huśtawką nie jest naszą sprawką, gdyż tak już było gdy tam przyszłyśmy (żeby nie było).
Później wytupałam w śniegu serce i zaczęłam po nim skakać oraz wytupywać ślady wyglądające jak zaszyte rany.
Idąc z huśtawek spostrzegłyśmy kolejny dowód - plastikową butelkę po oranżadzie, ale nie wiadomo czy oranżada to to, co rzeczywiście się w niej znajdowało. Miotacz Chipsów wyciągnęła dowód ze śniegu, rzucając po chwili na chodnik. Zajęłam się robieniem zdjęć przedmiotowi:



Zaczęłyśmy gadać do owej butelki, posuwając ją kopami przed nas, by zmusić ją do zeznać, jednakże milczała. Pewnie dobrze ją trenowali... xD. Pozostawiłyśmy dowód i poszłyśmy dalej. Przekierowałam wzrok z podłoża do pionu, za czym szło ujrzenie przede mną uśmiechającego się kolesia. Popatrzałam na niego podejrzliwym wzrokiem, co wywołało większy zaciesz i poszliśmy każdy w swoją stronę.
Ja: Faaaaaajny ^ ^.
Miotacz Czipsów: Ale kto?
Ja: No ten koleś co przed chwilą przechodził...
Miotacz Czipsów: Gdzie?!
Ja: *śmiech* Ciekawe czy uśmiechał się do mnie czy do butelki...
Szłyśmy przez kilka minut, aż dostrzegłyśmy na chodniku małą górkę węglu. Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo. Miotacz Czipsów zapragnęła nimi rysować, natomiast ja - przetransportować. Po chwili już kopałyśmy dwa kawałki węgla po ulicy. Węgielki przetrwały wiele. Mój rozdwoił się przy transporcie przez jezdnię, pozostawiając swą drugą połówkę na polu samochodów. Ludzie parszywie na nas patrzeli, mówiąc do siebie jak to dziwacznie i głupio wyglądamy. Nagle mojego węgielka wziął do paszczy pies! I to nie mały pies! Jego pan rzekł mu "Wypluj! Fe, fe!". Stworzenie go posłuchało. Miotacz Czipsów pogłaskała Pożeracza Węgielków (później mi wyjaśniła, że to pies jej wuja), a on ponownie próbował zjeść niewinnego węgla. Wuja Miotacza Czipsów próbował w/w metodą znów go wyratować, jednak tym razem sprawiało to większy problem. Rzekł do mnie, abym wzięła kulkę ze śniegu. Nim to uczyniłam, Pożeracz Węgielków wypuścił z więzów szczęki węgielek, dopadając się do mojej ręki, przy czym ją obślinił. Wraz ze swym panem, pies poszedł w inną stronę, a Miotacz Czipsów, dwa węgielki i ja - także w inną. Potupałyśmy do spożywczaka. Niechętnie pozostawiłam na chwilę węgielek przed sklepem. Kupiłyśmy dwa tymbarki, po czym wyszłyśmy szybko, w obawie o nasze węgle. Przystanęłyśmy, aby otworzyć butelki.
Miotacz Czipsów: *czyta napis z kapsla*
Ja: Co pisze?
Miotacz Czipsów: "Powiedz co czujesz".
Ja: Słuchaj tymbarka!
Miotacz Czipsów: Taa, a co na twoim pisze?
Ja: *otwieram butelkę* "Tymbark prawdę ci powie"... No widzisz!
Miotacz Czipsów: Hahahahah!
Szłyśmy kopiąc węgielki, mając tymbarki w ręku, rozmawiając na jakże życiowe tematy, więc trochę pofilozofowałam. Nagle auto prawie potraciło węgielka w/w Miotacza.
Ja: Szczęściarz! Ej, nazwijmy je jakoś!
Miotacz Czipsów: Ale jak?
Ja: Niech twój będzie Farciarzem!
Miotacz Chipsów: Hahah! A twój?
Ja: Hmm, mój będzie... Pólo!
Miotacz Czipsów: WTF?! Dlaczego?!
Ja: Albowiem teraz jest połową, a "pół" byłoby zbyt dosłowne. Niech ludzie myślą!
Z chwilą gdy schowałam węgielki do kieszeni, aby odpoczęły - zaczęłam być wredniejsza. Idąc do bloku żyłam samymi myślami, szłam tam gdzie chciały nogi i nie panowałam nad sobą. Potrafiłam jedynie układać wszystko w umyśle, ale cieleśnie "coś" mną prowadziło, jakbym miała upaść czy się zgubić, a "to" mnie podtrzymywało i kierowało na bezpieczne drogi.

Po lewej Farciarz, a po prawej Pólo:

Tegoż pamiętnego dnia powstało stwierdzenie pt. "Brak węgielka przy nodze sprawia, iż Biały Ninja jest wredniejsza".

AKTUALIZUJĘ: Zapomniałam wspomnieć o moich ostatnich wizjach. Otóż widziałam Bieber'a zamieniającego się w motyla i nie mam pojęcia co o tym myśleć, jest wiele możliwości... Zaś dzisiejsza wizja przedstawiała wielkie oko, którego źrenicę zakrywały podwiewane przez wiatr włosy dziewczyny w długiej sukni za kostki. 

Pozdrawiam ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz